Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2018

1. WNUK W HUFCU

Nie, to nie pomyłka! Tytuł artykułu to 1. WNUK W HUFCU . Niektórzy z Was już pewnie zdążyli odgadnąć, że jest to akronim. Nie sądzę jednak, żebyście już odgadli co się za nim kryje. 😊 Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam do lektury. Jestem u moich rodziców. Potrzebuję teczki, w której mam umowę z bankiem. Otwieram szufladę biurka, przy którym w czasie studiów spędziłem dziesiątki, jeśli nie setki godzin. Stosunkowo szybko wygrzebuję poszukiwane dokumenty, ale odnalazłem coś więcej. Gdzieś na dnie, pomiędzy finką z plastikową rączką, którą rodzice kupili mi na pierwszy obóz, a płytą na którą nagrałem prezentację na egzamin z angielskiego leżała teczuszka (mam ich zdecydowanie za dużo, kiedyś muszę w końcu zrobić z nimi porządek) z napisem GAWRA.  Z rozrzewnieniem otworzyłem ją, przywołując wspomnienia z kursu przewodnikowskiego, z gór pewnej śnieżnej zimy '79 roku. Ku mojemu zaskoczeniu materiały kursowe przykryte są cienką warstwą konspektów zajęć, które prowadziłem na ku

7 powodów, przez które nie otwieramy prób na stopnie

- To jak, kiedy otwierasz próbę? - Eeeee, no... Eeeee... Nie wiem? Ile razy uczestniczyliście w rozmowie, która tak się zaczynała? Poza tym, że jestem zastępcą komendanta szczepu, pełnię jednocześnie funkcję przewodniczącego Kapituły Stopni Harcerskich i Wędrowniczych. Przez lata jej funkcjonowania kilkakrotnie zmieniały się zasady naszego funkcjonowania, kiedy próbowaliśmy dostosować się do potrzeb i oczekiwań harcerzy z naszego szczepu. Jak to wygląda obecnie? W skrócie:  działamy zgodnie z uchwalonym przez nas regulaminem spotykamy się regularnie, co miesiąc stopnie na próby starszoharcerskie i wędrownicze otwierane i zamykane są na kapitule próby harcerskie od początku do końca realizowane są w drużynach, natomiast w trosce o wysoką jakość prób drużynowi przesyłają nam raport z zamkniętych prób i w razie potrzeby konsultujemy z nimi sposób prowadzenia kolejnych harcerzy Czy jest to rozwiązanie doskonałe? Oczywiście, że nie! Ale jest to nasz kolejny krok

Niepokonani (?)

Pozwólcie, że zaproszę Was na kolację. Stanę na rzęsach, aby przygotować każdy posiłek, jaki sobie zażyczycie i wszystko jedno, czy będzie to bezglutenowa, bezlaktozowa muffinka, solidny prasłowiański schabowy czy trzypoziomowy tort lodowy na bezie. Jednego tylko dania nikomu nie zaserwuję: couchingowego steku bzdur. Nie wierzę w gadki o tym, jak to od powtarzania, że jesteśmy zwycięzcami, staniemy się nimi. Kiedy podchodzimy do podobnych tematów, musimy zdwoić swoją czujność i niejednokrotnie włożyć mnóstwo pracy, aby odsiać podawane nam ziarno od plew. Zapewne nikt z Was nie będzie oponował, kiedy powiem, że nastawiając się negatywnie do jakiegoś zadania mamy mniejszą szansę na jego korzystne zakończenie. Z drugiej strony wciskając sobie, że na pewno się uda, nie musi nas doprowadzić do szczęśliwego finału. Jak sobie z tym poradzić? Polecam zastosować coś, co można aplikować przy realizacji każdego zadania i obmyślania jakiegokolwiek planu: zdrowy rozsądek! Z natury jest

Opowiem Wam historię o naszym generale

Pozwólcie, że opowiem Wam pewną historię.   Jej bohaterem jest Sławek. Sławek od zawsze chciał być kucharzem, ale jego rodzice nie pozwolili mu na aplikowanie do gastronomika. Twierdzili, że to nie jest porządna, godna praca. Ich marzeniem było, żeby Sławek skończył liceum, poszedł na studia na marketing i zarządzanie, żeby później być kimś.  I tymi torami toczyło się Sławkowe życie - ukończył liceum, osiągając wysokie wyniki na maturze. Zaczął studia. Nawał zajęć, nauki i życie towarzyskie z czasem sprawiły, że jego dawne marzenie z czasów gimnazjum poszło w zapomnienie, razem z gimnazjami jako takimi. Od kolokwium do kolokwium, od sesji do sesji, od imprezy do imprezy. Życie Sławka nie charakteryzowało się bogatym kolorytem.  Do czasu. Tuż po zimowej sesji, na trzecim roku, zmarł jego ojciec. Szarość codzienności została zastąpiona przez żałobną czerń. Po kilku tygodniach okazało się, że wraz z matką muszą stawić czoła nowemu problemowi. Po raz pierwszy, odkąd Sławek

Nie smuć konia!

Stand-up ma w sobie coś czarującego.   Artysta dzielący się bezpośrednio z widownią tym, co  wyprowadza go z równowagi (albo zwyczajnie wkurwia), tym co przeżył, swoimi przemyśleniami. A wszystko to w lekkiej formie zapewniającej banana na twarzy od początku do końca występu. Nie ma co ukrywać, obowiązuje tu pewien cenzus wiekowy, ale z autopsji wiem, z jakim językiem spotykamy się niekiedy już w podstawówce. Dlaczego zacząłem od stand-upu? Nawiązuję tu do jednego z występów Jacka Stramika. W pracy spotykam dziesiątki osób. Jedni są zawsze uśmiechnięci, inni zawsze smutni, większość lawiruje pomiędzy tymi dwiema skrajnościami. W autobusach, pociągach, na ulicy jest dokładnie tak samo: wiele osób z nijakim wyrazem twarzy, niektórzy wręcz z zaciśniętą, wąską kreską ust przemierzają świat, demonstrując wszem i wobec swoje niezadowolenie. Wielu z moich znajomych mieszkających za granicą, jednogłośnie przyznaje, że to jest coś, co najszybciej denerwuje ich po powrocie do domu.

Czuwaj!

Na początku wypada się przedstawić. Pełnię funkcję zastępcy komendanta szczepu do spraw kształcenia w jednym z łódzkich szczepów i tak się składa, że jestem starym pierdem. To znaczy nie aż tak starym, bo mam 25 lat, ale od najmłodszych członków Rady Szczepu dzieli mnie dekada... To dwie trzecie ich życia! W związku z tym wspólnych tematów mam z nimi coraz mniej, ich sposoby prowadzenia drużyn są coraz bardziej rozbieżne z tymi, które znam z autopsji i aż cisną się na usta frazesy o tym, jak to było w '79, albo że "za moich czasów było to nie do pomyślenia". Ale wiesz co? Takie podejście jest do luftu (jest takie słowo😉)! Przed przeczytaniem kolejnego akapitu polecam odejść od monitora na dwa metry (albo odsunąć telefon na odległość ręki), żeby złapać do moich słów odrobinę dystansu i doczytać ten post do końca. Uważam, że wciąż mam wiele do powiedzenia, ale coraz mniej okazji aby to zrobić. Rok harcerski zawsze jest tak zapchany, że trudno znaleźć t