Przejdź do głównej zawartości

Cena bezpieczeństwa

Ktoś zawsze jest z tobą

Od niedawna jestem (nie)szczęśliwym widzem Netflixa. Dlaczego takim? Na pewno znacie ten dylemat: z jednej strony mam tyle rzeczy do zrobienia, ale z drugiej... jeden odcinek przecież nie zaszkodzi. Prawda? Prawda?

Ano prawda. To znaczy może zaszkodzić, ale raczej jesteśmy w stanie raz na jakiś czas poświęcić te 20-60 minut rozrywce. Gorzej, że często jeden odcinek zamienia się w dwa, dwa w trzy i nagle zastaje nas północ. A razem z nią przychodzi przytłaczające zmęczenie i podgryzające kostki poczucie winy. Można sobie z tym poradzić, ale nie tym chciałem się z Wami podzielić.

Otóż w repertuarze Netflixa znajduje się serial Black Mirror. Bardzo dobry, ale jednocześnie ciężki serial - bynajmniej nie jest to horror. Soczyste historie zasiewają w głowie widza ziarno, które wręcz nakazuje zastanowienie się nad człowieczeństwem jako takim i nad tym, jaką przyszłość możemy sobie zgotować jako ludzkość. 

Wystarczy, że moralność odsuniemy na lekko na bok i wyciągniemy ręce ku rozwijającej się technologii.


Jeden z odcinków opowiada historię, w której matka decyduje się na zainstalowanie swojej córce implantu, dzięki któremu będzie mogła zapewnić jej bezpieczeństwo. Korzystając z dedykowanego tabletu może zlokalizować swoją pociechę za pomocą GPS, zobaczyć i usłyszeć to, co dziecko odbiera z otoczenia.  Dostanie powiadomienie, kiedy dziewczynka bardzo się zestresuje. Ba! Może nawet założyć blokadę rodzicielską, która rozmyje stresogenne obraz i dźwięk, chroniąc córeczkę przed nagłym wyrzutem kortyzolu!

Wyobraźmy sobie, że wszyscy nieletni dostają taki zestaw w pakiecie, ot tak w ramach NFZ. Z jednej strony jest to rozwiązanie doskonałe - ileż to razy rodzice odchodzili od zmysłów, zastanawiając się nad tym, gdzie podziały się ich dzieci? Ile razy drużynowy denerwował się, gdy jakiś patrol za długo nie wracał? Nauczyciel obgryzał paznokcie zastanawiając się, gdzie do cholery jego uczeń odłączył się od wycieczki?

Z drugiej strony zwykle przecież nic się nie działo. Dzieciaki pobiegły za drugi blok, gdzie miały nie chodzić, a zastęp stwierdził, że zdążą po drodze wejść do maka. Wszyscy docierali do domu cali i zdrowi.

Prawie wszyscy

Dzieci dorastają. Stają się zbuntowanymi nastolatkami, których rebelia przerodzi się w smutną farsę, dozwoloną jedynie w ich głowach. Później dojrzeją, staną się pełnowartościowymi, ale nieprzygotowanymi na trudności życia członkami społeczeństwa.

Przez cały ten czas ktoś ma ekran, za którego pomocą może zobaczyć i usłyszeć to, co widzi i słyszy dany człowiek.

Łażenie po drzewach i wygłupy na trzepaku.
Dziwnego sąsiada, który zabrał dziecko na oglądanie kotków w piwnicy.
Bójkę za garażami.
Wspólny prysznic po treningu.
Upicie się młodego buntownika.
Pierwszy seks.
Czytanie umowy z klauzulą tajności.
Niedwuznaczną rozmowę współmałżonka z kolegą/koleżanką w pracy.

Jeśli ktoś ma ekran, na którym wyświetlane i zapisywane jest całe Twoje życie, to skąd masz pewność, że jest on w dobrych rękach? Jeśli jesteś po drugiej stronie wyświetlacza - czy na pewno chciałbyś zobaczyć którąkolwiek z tych scen? Możesz sobie wmawiać, że będziesz używać wyłącznie lokalizacji, a i to tylko w awaryjnej sytuacji. Czy poręczysz za siebie, że nie ulegniesz ciekawości i nie zerkniesz co porabia ukochana osoba? Skąd pewność, że te dane nie zostaną przechwycone i wykorzystane przeciw Twoim bliskim? Czy jesteś pewien, że dla bezpieczeństwa chcesz całkowicie poświęcić czyjąś prywatność? Czułbyś się lżej, gdybyś poświęcał wyłącznie swoją prywatność dla swojego bezpieczeństwa? 

Komu oddałbyś ekran, na którym zapisujesz wszystko co robisz?

Czy na pewno chciałbyś podzielić się wszystkim tym, co robisz, co lubisz, co Cię kręci i czego nienawidzisz, a nawet to o czym myślisz w czyjekolwiek ręce? Zastanów się: ile z tych rzeczy udostępniasz w sieci? Gdzie i kiedy przebywasz, co robisz, o czym myślisz, co oglądasz, na co patrzysz, gdzie i co kupujesz, co jadasz, jakie strony przeglądasz w określonych godzinach i czego szukasz w internecie? Czy oddałbyś te (i wiele innych) danych w zaufane ręce w zamian za swoje bezpieczeństwo?

A ile z nich już oddajesz do cudzej dyspozycji, w nieznanym Ci celu, w zamian za... 

Za co właściwie je oddajesz?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

2. Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy

Dwie rzeczy dają duszy największą siłę: wierność prawdzie i wiara w siebie. ~Seneka Starszy Jedną z pierwszych rzeczy, które pojawiły się na mojej liście "tematy na bloga" było Prawo Harcerskie.  Szybko doszedłem do wniosku, że jeśli chciałbym napisać o wszystkich punktach choćby kilka słów, na pewno wyjdzie mi baaaardzo długi artykuł, który jedynie najtwardsi doczytają do końca. A nie o to chodzi, żebyście nie doczytywali, więc podzieliłem całe Prawo na kilka artykułów. Ten jest pierwszym z serii, poniżej znajdziecie linki do kolejnych (spis będę sukcesywnie aktualizował w miarę pojawiania się nowych wpisów). 8. Harcerz jest zawsze pogodny Dlaczego zaczynam od drugiego punktu? Bo od jutra (zacząłem pisać w niedzielę) podejmuję się pierwszego 30-dniowego wyzwania, podobnego do pewnego zakładu przyjętego od pewnej koleżanki, kiedy chodziłem do liceum. Już wyjaśniam, na czym polegał: przez trzy miesiące miałem powstrzymać się od jed...

Historia jednego Przyrzeczenia
Vol. 1

Był środek nocy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie miałem zegarka, a kto kilkanaście lat temu cały czas nosił przy sobie telefon? No i jak bym go miał ładować w środku lasu (przynajmniej ten raz na 10 dni)? Znaleźć dzika i zapakować go wtyczką w ryjek? Biegaj, dziku Darku, szybciej! Jak będziesz się tak opierdzielał, to do jutra nie naładujemy telefonu! Historia jednego Przyrzeczenia Vol. 2 Historia jednego Przyrzeczenia Vol. 3 Obudził mnie drużynowy, kazał założyć mundur. Półprzytomny ubrałem się i wyszedłem przed namiot. Przy placu apelowym stał Michał, w ręku trzymał pochodnię. Gestem nakazał oczekiwać. W końcu dołączyła do nas Magda. Delikatnie mówiąc nie była wzorowo umundurowana. A wydawało mi się, że to ja nie kontaktuję. Drużynowy powiedział nam kilka mądrych słów. Za cholerę nie pamiętam, co dokładnie, ale minęło już 11 lat! W każdym razie były na tyle mądre i przemyślane, że czuję się wzruszony za...

Biedny Biały Kubek

Kiedy przeszło półtora roku temu zaczynałem pierwszą poważną pracę, musiałem zaopatrzyć się w niezbędnik każdego pracownika biurowego. Blok kartek, długopisy, taśmę klejąca i resztę biurowego tałatajstwa pobrałem z sekretariatu, ale nie samymi artykułami papierniczymi człowiek żyje!  Od czego zaczyna się dzień w biurze? No oczywiście, że od kawy! Już drugiego dnia przyniosłem swoją własną, prywatną, mieloną (a jak!) kawę. Pijam prawie wyłącznie czarną, więc do pełni szczęścia brakowało mi tylko, jak pewnie się domyślanie, kubka. Jak wspomniałem, to była moja pierwsza poważna praca, na dodatek w dużej, międzynarodowej firmie! Jakiż byłem przejęty! Jak Janusz na otwarciu Biedronki! Nie wiedziałem jeszcze, jaka atmosfera panuje w nowym miejscu pracy, więc wybrałem się do sklepu, w którym kupiłem kubek doskonały - ćwierć litra pojemności, by zbyt często go nie napełniać; grube ścianki, co by kawusia za szybko nie wystygła; szeroka po...

Jak dobrze, że już poniedziałek!

Po przeczytaniu tytułu na pewno część z Was wydała diagnozę: pogrzało go do reszty. Przecież poniedziałek oznacza, że trzeba iść do szkoły/pracy. Masa obowiązków, które wcale nie są przyjemne i najlepiej by było, gdyby nie trzeba było się uczyć i na dodatek każdy miał 15 dni płatnego urlopu w tygodniu, nie? Ano nie. Zasuwamy te 5 dni w tygodniu czekając na weekend. Bo wtedy w końcu sobie odpoczniemy. Wyśpimy się do południa, w sobotę imieninki/urodzinki albo inny melanż, w niedzielę znów odsypiamy. Jedni po imprezie, drudzy po graniu, jeszcze inni po całonocnym czytaniu (poważnie, to się zdarza!). I w którymś momencie przychodzi kac - niekoniecznie wywołany nadmiernym spożyciem alkoholu. Budzimy się z samego rana o 13, myśląc sobie - kuźwa mać. Za 8 godzin muszę kłaść się spać, bo jutro z rana trzeba iść do fabryki. Od tego trzeba odjąć czas na jedzenie, gotowanie, toaletę, kąpiel (niekoniecznie wszyst...

Coś sobie zrobię!

Macie czasami tak, że coś, co pozornie jest pierdołą, doprowadza Was do szału? Dla mnie jedną z takich rzeczy są dziwne maniery podczas mówienia. Kiedyś w tramwaju słyszałem rozmowę dwóch dziewczyn, które każde (KAŻDE!) zdanie wypowiadały z intonacją wznoszącą. "Wczoraj starzy dali mi szlaban". Z intonacją dokładnie taką, jak podczas zadawania pytania. Na gwizdek oboźnego! Po trzydziestu sekundach miałem ochotę wysiąść przez okno bez kłopotania maszynisty zatrzymywaniem pojazdu. Tych kilka chromolonych minut podróży zwarzyło mi cały dzień. Ale wrócę spraw aktualnych, czyli dlaczego przez cały piątkowy wieczór w uszach dźwięczała mi Furia Dwóch Sław. Od kilku miesięcy jestem na diecie slow carb Tima Ferrissa . Nie będę Was przynudzał szczegółami, grunt że działa i jest o tyle łatwa do przestrzegania, że w jej założeniach jest słabość odchudzającego się. Dopuszcza obżarstwo raz w tygodniu. Można jeść i pić na co tylko przyjdzie o...