Przejdź do głównej zawartości

2. Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy

Życie z otwartą przyłbicą

Dwie rzeczy dają duszy największą siłę: wierność prawdzie i wiara w siebie.
~Seneka Starszy

Jedną z pierwszych rzeczy, które pojawiły się na mojej liście "tematy na bloga" było Prawo Harcerskie. 

Szybko doszedłem do wniosku, że jeśli chciałbym napisać o wszystkich punktach choćby kilka słów, na pewno wyjdzie mi baaaardzo długi artykuł, który jedynie najtwardsi doczytają do końca. A nie o to chodzi, żebyście nie doczytywali, więc podzieliłem całe Prawo na kilka artykułów. Ten jest pierwszym z serii, poniżej znajdziecie linki do kolejnych (spis będę sukcesywnie aktualizował w miarę pojawiania się nowych wpisów).

8. Harcerz jest zawsze pogodny

Dlaczego zaczynam od drugiego punktu? Bo od jutra (zacząłem pisać w niedzielę) podejmuję się pierwszego 30-dniowego wyzwania, podobnego do pewnego zakładu przyjętego od pewnej koleżanki, kiedy chodziłem do liceum. Już wyjaśniam, na czym polegał: przez trzy miesiące miałem powstrzymać się od jedzenia jakichkolwiek słodyczy (do tej pory pamiętam, jak na karnawałowym nocowaniu namiestnictwa patrzyłem na zawody w jedzeniu pączków na czas z okazji tłustego czwartku, chociaż było to dobre 8 lat temu). Do tego żadnego jedzenia fast-foodów. Nie dlatego, żebym miał wtedy z tym problem. Zwyczajne, głupie "ja nie dam rady"? Stawką było zasponsorowanie trzech wspólnych wyjść do kina, więc było o co walczyć. 😉 I tak ostatnio pomyślałem sobie o tych pączkach i doszedłem do wniosku, że z prawie nikim, kto nie jest harcerzem, nie założyłbym się w podobny sposób nawet o przekonanie. Bo jedyne, co mnie wtedy powstrzymywało przed wzięciem udziału w konkursie jedzenia pączków to właśnie uczciwość.

Zawisza Czarny z Garbowa herbu Sulima jest symbolem cnót rycerskich. 

Jan Długosz pisał o nim: "(...) we wszystkich wyprawach okazywał się rycerzem dzielnym i znakomitym, słynął odwagą i wielkimi czynami, w których nikt mu nie dorównywał. (...) Miał przede wszystkim ten rzadki w sobie przymiot, że jak w bitwie najśmielszy zapał, tak w radzie najumiarkowańszą okazywał rozwagę. Godzien za swe bohaterskie dzieła nie moich słabych, ale i Homera samego pochwał" (vide Wikipedia).

Skoro można było na nim polegać w każdej sytuacji, nic dziwnego, że to właśnie odwołanie do Zawiszy Czarnego wybrzmiewa w Prawie Harcerskim. Tym bardziej, że harcerstwo całymi garściami czerpie z tradycji rycerskiej. 😊

Nie bez przyczyny zacząłem od zakładu, bo ze słyszanych przeze mnie głosów wnoszę, że wiele osób zapomina o tym, że "mamę oszukasz, tatę oszukasz (...)" (kto wie, ten wie 😉). I bycie uczciwym wobec siebie jest o niebo trudniejsze, niż wobec innych - dla siebie samego zawsze znajdziemy jakieś usprawiedliwienie. Ile razy okłamaliście, siebie zaklinając rzeczywistość?

Jasne, że zdążę.
Mam na to jeszcze mnóstwo czasu.
Zacznę jutro.
Dobra, od poniedziałku!

Jaki jest mój sposób na to, żeby na moim słowie można było polegać jak na Zawiszy?

  1. Zaczynam od siebie. Nie okłamuję siebie i nie zaklinam rzeczywistości. Od samego myślenia, że przecież tyle zasuwam na siłce, stare, przyciasne spodnie nagle nie zmienią rozmiaru (wiem coś o tym 😉). Do tego bardzo racjonalnie podchodzę do tego, ile mam czasu, kiedy biorę na siebie nowe zobowiązania.
  2. Jestem uczciwy wobec innych - jeśli nie okłamałem siebie co do ilości wolnego czasu i swoich mocy przerobowych, w zasadzie tylko czynniki zewnętrzne mogą sprawić, że nie dowiozę zadania (oczywiście nie znaczy to, że zawsze tak było!).
Jasne, że czasami staje nam się nie po drodze, żeby coś dla kogoś zrobić. Pomyślcie sami, ile razy byliście wkurzeni, bo ktoś zawalił i nie wykonał powierzonego zadania? Nie lubimy ludzi, którzy robią z gęby cholewę. Nie obiecujmy więcej, niż jesteśmy w stanie (i chcemy) zrobić.




Post udostępniony przez Adam Pełka (@zawodharcerz)
Jeśli wiemy z wyprzedzeniem, że nie damy rady czegoś zrobić - powiedzmy o tym osobie, której dotyczy to zobowiązanie. Jeśli np. obiecałem, że do piątku wyślę przełożonemu konspekty zbiórek i już w środę wiem, że przed weekendem na pewno nie zdążę do tego usiąść - powinienem napisać do niego tego samego dnia: nie wyrobię się, wyślę ci wszystkie dokumenty w sobotę wieczorem. Z jednej strony nie dotrzymuję zakładanego terminu, ale z drugiej pokazałem, że podchodzę do tego poważnie. No i może się okazać, że ten przełożony sam musiał w piątek coś zrobić z moimi konspektami, daję mu więc czas na adaptację do nowej sytuacji, a nie stawiam przed faktem dokonanym. Co więcej, mogę się dowiedzieć, że to jest termin nieprzekraczalny, bo konspekty stanowią załącznik do dokumentów, które do piątku trzeba wysłać, żeby np. zatwierdzić obóz czy starać się o grant. I wtedy to ja muszę sobie reorganizować wszystko, żeby te konspekty przygotować i wysłać do piątku. Generalnie - unikam dużych spięć na linii ja - przełożony.

Prowadzi to do kolejnego ważnego wniosku - jeśli jesteśmy słowni i można na nas polegać, pracujemy na swoją dobrą reputację. I jeśli damy się poznać jako ktoś, kto zawala i nie można mu zaufać, bardzo trudno będzie później to odrobić. Pomyślcie o tym sami: polecilibyście kogoś takiego swojemu szefowi do pracy albo do kadry? Oczywiście, że nie! Przecież później opinia o nim odbije się na Was! Czy chcielibyście powiększyć zespół realizujący bardzo ważny projekt o taką osobę? Domyślam się, jaka jest odpowiedź.

Inna sprawa, że powinniśmy dawać szansę takim ludziom, a nie dokonywać na nich ostracyzmu, ale to jest temat na zupełnie inną opowieść.

Jak widzicie, jednym z najprostszych (jeśli nie najprostszym) sposobem na budowanie swojej reputacji jest postępowanie tak, żeby można było na nas polegać jak na Zawiszy. Najprostszym, ale nie łatwym - potrzebujemy OGROMU zdrowego rozsądku i odrobinę silnej woli. Jeśli będziemy uczciwi wobec siebie, nie sprawi nam trudności bycie uczciwym wobec innych.

Wystartowałem z blogiem niewiele ponad miesiąc temu. Cały czas dostaję od Was samą pozytywną energię, bardzo Wam za to dziękuję! 😄

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Potęga rozliczeń

Ktoś potrafi Ci pocisnąć i zdołować Cię bardziej, niż Ty sam? Nie sądzę. Nie sądzę! Mało tego, czasami czerpiemy dziwną satysfakcję z tego, że jest nam źle. Że możemy się pochwalić tym, że wszystko nam się wali. WRÓĆ Pożalić. Efekt jest taki: osaczasz swoją ofiarę i niczym Jerry Smith zaczynasz karmić się jej współczuciem (chyba, że trafisz na wyjątkowo nieuprzejme indywiduum, które spróbuje udowodnić Ci, że ono ma 100 razy gorzej). Ojojoj, jak mnie plecy bolą. Ajajaj, ale mnie ostatnio kasjerka wkurzyła. Babsztyl próbował mi wmówić, że na moje ulubione wafelki nie było promocji, a była! Dżizas... Kanar wlepił mi mandat, bo nie miałem biletu. Jak miałem go kupić, skoro biletomat nie działał? Ty się produkujesz, a Twój rozmówca nie ma innego wyjścia, niż współczuć (albo podbijać stawkę). Oraz razem z Tobą urągać niedobrym ludziom, którzy podkładają Ci kłody pod nogi. Nie chcę pisać o tym, że negatywne nastawienie do niczego dobrego nie prowadzi, że przyciąga ty

Groźny Oboźny

Jak świat światem,  czyli przynajmniej od '79 roku, na obozy, biwaki, zimowiska itp. w kadrze jeżdżą zwykle trzy osoby. W tej liczbie: komendant, zastępca komendanta ds. programowych (czyt. programowiec, zdrobniale: programówka) oraz zastępca komendanta ds. organizacyjnych (tj. oboźny). I to ostatniej z tych funkcji chciałem poświęcić ten wpis, jako że zwyczajowo jest to najgłośniejsza i najbardziej widoczna osoba z całego obozu (będę pisał obóz, ale oczywiście na myśli mam również wszystkie pozostałe formy wyjazdów). Na początek powiedzmy sobie  co należy do obowiązków oboźnego? Uniwersalna prawda jest taka, że do jego obowiązków należy wszystko to, co ustali z komendantem i programowcem i jeżeli ustalą sobie, że to programówka będzie stawiać bramę i sprawdzać porządki - ich sprawa. Moja prawda jest taka, że u nas oboźny zawsze zajmował się takimi rzeczami: pionierka (brama, ogrodzenie, prycze) sprzęt pionierski (zakup, konserwacja, przechowywanie) pakowanie skr